Atrybutem szanującego się kapitana, poza przepaską na oku, drewnianą nogą i papugą na ramieniu, była mosiężna luneta żeglarska. O ile nie każdy kapitan zdążył dorobić się trzech pierwszych cech charakterystycznych, to lunetę kapitańską z mosiądzu miał każdy poważny dowódca statku. Pytanie o sens posiadania tego przyrządu obserwacyjnego wydaje się truizmem. Oczywiście chodziło o to by za jej pomocą lustrować horyzont w poszukiwaniu lądu, bądź obcych jednostek. Amen.
Dociekliwa osoba, nie zadowoli się jednak taką odpowiedzią...
Słusznie bowiem zauważy, że to nie do końca ma sens. Mosiężna luneta żeglarska pozwoli bowiem niewiele szybciej wypatrzeć ląd niż wprawne, acz nieuzbrojone oko. Przy założeniu, że do lądu się płynie więc prędzej czy później i tak wszyscy go zauważą, jakie znaczenie może mieć użycie przyrządu optycznego? Jednak jest jeszcze jedna korzyść jaka płynie z jej użycia. Pozwala ona szybciej wypatrzeć pewne, mogące mieć kolosalne znaczenie szczegóły. Umożliwi szybszą orientację co do koloru bandery niesionej przez spotkany statek, ilości armat na jego pokładzie. Również w przypadku obserwacji zauważonego lądu jej użycie może mieć kolosalne znaczenie dla żeglugi.
Musimy sobie zdać sprawę, że pomimo tego, iż celem żeglowania było połączenie lądów oddzielonych od siebie morzem, czy oceanem i transport towarów pomiędzy nimi to właśnie brzeg stanowił jedno z największych niebezpieczeństw dla żeglugi. Sztormy, burze, ogromne fale, a nawet morskie bestie budziły niepokój żeglarzy, jednak niezwykle często zagłada czyhała w pobliżu lądu, kiedy wydawać się mogło, że rejs już niemal się zakończył. Dlaczego? Pomijając ewentualne spotkanie z nieprzyjaznymi tubylcami, czającymi się w nabrzeżnej gęstwinie. Ląd to rafy, skały, mielizny i wypiętrzające się fale przyboju. Nieznane ziemie należało więc jak najszybciej dokładnie zlustrować, czy któreś z wyżej wymienionych zagrożeń nie występuje. Dobra luneta kapitańska z mosiądzu stanowiła doskonałe narzędzie do tego celu. Składana, a więc można ją było mieć przy sobie, zapewniając znaczny stopień przybliżenia mogła dostarczyć informacji będących na wagę życia.
Ale nie tylko lądy nieznane wymagały dokładnego rozpoznania. Także w epoce, w której większość niezbędnych informacji o naszej planecie można było znaleźć na mapach i w locjach, mosiężna luneta nadal towarzyszyła żeglarzom. Pomoce nawigacyjne były niemal bezużyteczne, gdy nie znana pozostawała pozycja statku. Co z tego, że na pokładzie były precyzyjne mapy, jeśli nie było wiadomo gdzie na tej mapie zaznaczyć pozycję? Przy długiej żegludze, nawet mimo bardzo dokładnie prowadzonej nawigacji niemożliwością było trafić w ściśle określony punkt. Jeśli zdamy sobie sprawę, że z perspektywy morza port na brzegu stanowi niemalże punkt, niezbędne staje się znalezienie sposobów by do tego punktu trafić. Omijając jednocześnie skały, które nas od niego mogą dzielić. Dzięki lunecie możliwe stało się wypatrywanie szczegółów lądu, które można było odnaleźć na posiadanych mapach. Po wypatrzeniu takich punktów charakterystycznych i naniesieniu ich na mapie wraz z zaznaczeniem kierunku w którym się znajdują, określenie dokładnej pozycji staje się znaczenie łatwiejsze.
Nawet dziś gdy naszą pozycję niemal w każdym momencie otrzymujemy dzięki całej masie satelitów, które „wysyłają” nam informacje na odbiornik GPS, rzadko który żeglarz wybiera się w rejs bez lornetki, która jest swoistą modyfikacją dawnych lunet.